Biura nieruchomości a wizyty młodych ludzi
Wraz z chłopakiem od dłuższego czasu szukamy swoich czterech kątów, najlepiej takich z kawałkiem ogródka i garażem. Oczywiście nie mamy setek tysięcy na koncie i wszystko chcemy załatwić jak najbardziej po kosztach żeby kredyt był jak najmniejszy. Nie chcemy wynajmować mieszkania, bo zwyczajnie jest to nieopłacalne. Oboje wolimy spłacać kredyt hipoteczny i żyć na swoim a nie zapychać komuś kieszeń i mieszkać na niepewnym gruncie. Koniec końców udało się, znaleźliśmy interesujący nas domek w fajnej lokalizacji za bardzo przystępna cenę nie było na co czekać – wybraliśmy się do biura nieruchomości, które zajmuje się tą ofertą i tutaj się zaczęło.
W biurze siedziały dwie osoby, które chciały zrzucić na siebie na wzajem rozmowę z nami, chyba widząc nasze młode twarze nie byliśmy interesującymi ich klientami. Tak czy siak trafiło na mężczyznę. Pomińmy fakt tego, że Pan agent traktował nas jak dzieci, bo fakt faktem wyglądamy znacznie młodziej niż jesteśmy w rzeczywistości ale wydaje mi się, że tutaj nie wiek się liczy. Klient to klient. Zaczęło się od dziwnych zaczepek w kierunku lokalizacji, brzmiało to tak jakby chciał skończyć z nami szybciej niż zaczął, żeby mógł wrócić do picia kawy i grania w pasjansa. Tak lokalizacja nam odpowiadała, wychowaliśmy się w mieście i chcemy uciec na wioskę żeby mieć trochę ciszy, spokoju i co najważniejsze przestrzeni. By urwać temat przeszłam do zadawania prostych pytań o ważne dla nas rzeczy, o których w internetowej ofercie nie było ani słowa. Oczywiście pisałam maila w tej sprawie ale pan z uśmiechem wytłumaczył mi, że przeczytał wiadomość ode mnie ale jakoś tak wyszło, że nie odpisał. Parodia.
Nie wiem, kto tego pana tam zatrudnił ale to też jest jakieś nieporozumienie, facet nie miał pojęcia o niczym. Istotną rzeczą wydają mi się kwestie na przykład instalacji elektrycznej czy grzewczej, jeśli okazałoby się, że są bardzo stare to wiadomo czekał by nas bardzo kosztowny remont, czego chcielibyśmy uniknąć kupując dom, który wizualnie tego nie wymaga. Na jaw wyszło przynajmniej to, że pięknie opisywany garaż to tak naprawdę najzwyklejszy tak zwany blaszak. Domek, o którym mowa według ogłoszenia to bliźniak, my chcieliśmy kupić jego połowę. Tylko jak się okazało to nie bliźniak tylko domek, którego część mogliśmy kupić by dzielić korytarz i podwórko z jeszcze dwiema rodzinami. A co najlepsze domek nie jest nawet własnością osoby sprzedającej tylko jej zmarłego wujka – dla pana z agencji to przecież żaden problem a my szukamy dziury w całym. Mężczyzna rozmawiał z nami jak idiotami, mój chłopak dobrze zna się na kwestiach budowlanych i cierpliwie dopytywał dalej nie zwracając uwagi na to jak agent go traktuje. Mi jednak skończyła się cierpliwość i doszłam do wniosku, że teraz to niech on poczuje się jak nie do końca sprawny psychicznie, za jakich uważał i mnie i mojego chłopaka. Zaczęłam wypytywać o prawne kwestie z wiązane z podziałem podwórza i pomieszczeń gospodarczych, oczywiście nie odpowiedział mi na żadne z moich pytań twierdząc, że dogadamy się z sąsiadami. Tak dogadamy się z sąsiadami, zadbamy o soją część a później okaże się, że będzie trzeba będzie jeździć po sądach i walczyć o swoje.
Ja już ludzi znam od każdej możliwej strony, podziękuję za dogadywanie się „na słowo”. Jednak zauważyłam, że facet zmienia ton rozmowy ze mną. Cóż, zaczęłam ciągnąć dalej poruszając temat planu zagospodarowania przestrzennego i co było dla mnie najważniejsze czy ten teren na pewno należałby do nas a nie do państwa. Gdy zapytałam o numer ewidencyjny działki temat się skończył, mężczyzna zapytał nagle o to na kogo będzie dom. Nie powiem, zdenerwowałam się trochę. Jego głupie docinki w stylu „no państwo młodzi a bogaci”, „a co jak będą dzieci” były zupełnie niepotrzebne a wręcz uwłaczające. Ale najpiękniejszym było jak zmienili swoje podejście do nas jak usłyszeli kwotę, w jakiej chcielibyśmy się zamknąć przy zakupie wymarzonego lokum. Nagle nie tylko obsługujący nas Pan ale i kobieta, która siedziała cicho za drugim biurkiem nagle zaczęli mieć dla nas wiele wartościowych ofert. Komedia prawda?
Muszę przyznać, że agent nieruchomości, którym mówię był niesamowicie sympatyczny jednakże strasznie cyniczny co momentami było aż przesadne. Rozumiem, że oboje byli w wieku w którym mogliby być dziadkami – a przynajmniej moimi, ale przychodzimy do nich jako klienci a nie jako wnuki żeby troszkę się pośmiać. Przecież nie będziemy się ubierać w koszule i sukienki tylko po to by umówić się na oglądanie domu. Nie będę nakładać na siebie tony make up tylko po to by wyglądać starzej. Jednak muszę przyznać, że to w jaki sposób nas potraktowano na pewno wpłynie na nasze podejście i zachowanie w innych biurach nieruchomości. Zdaję sobie sprawę, że czytając tekst nie widać tego upokorzenia jakiego doznaliśmy. Ale uwierzcie – tak było.
Najnowsze komentarze